Translate

poniedziałek, 22 lipca 2013

1. ,,Jestem Tina,miło Cię poznać"

Obudziłam się o nie wiem,której.Czekał mnie kolejny dzień jak co dzień.Nie chcę mi się znowu słuchać jak dziewczyny po operacjach plastycznych z doczepionymi włosami gadają o kosmetykach czy ciuchach.Jednak musiałam wstać na śniadanie.Z niechęcią powędrowałam do stołówki.Założyli mi jakąś paćkę,na którą mówią jajecznica.To było tak obrzydliwie,że wolę nic nie jeść.Gdy już ohydna męka się skończyła poszłam do sali jak oni to mówią ,,zabawowej".Chociaż zabawa to siedzenie na nie wygodnych krzesłach i oglądanie małego telewizora.Ale przyzwyczaiłam się do tego.Usłyszałam swoje nazwisko,policjantka stała przy drzwiach i patrzyła na mnie.Podeszłam do niej i oparłam się o ścianę.
-Przygotuj się,bo wieczorem wychodzisz-słowa te zmieniły tok moich myśli.
Czułam radość i jednocześnie smutek.Nie miałam czego pakować,więc poszłam do pozostałych dziewczyn.Mimo,że byłam tam rok zaprzyjaźniłam się z jedną dziewczyną-Melissą.Siedziała tu za prawie taką samą sytuację jak ja.Ma 17 lat,ale nikt nie chce jej zaadoptować.Szczerze to ja też wole nie być zaadoptowana i wyjść za rok.Ale nic nie poradzę.Rozmawiałam z nią do wieczora.Zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia.Były tam moje stare rzeczy.Wzięłam je i zobaczyłam prysznic.Umyłam się i przebrałam:
Dziwnie było założyć coś innego niż ten głupi ,,uniform".Nie chciałam poznawać tych zgorzkniałych ludzi.Ale taki mój los.Usiadłam na krześle w gabinecie dyrektorki.Patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić.
-Zaraz przyjdą państwo Calder.Masz się zachowywać grzecznie-to zdanie mnie rozśmieszyło.
Po skończeniu mamrotania tej dyrektorki w drzwiach stanęła kobieta.Niska,brązowe włosy.Ciuchy z najdroższych sklepów i od sławnych projektantów.I mężczyzna,wyższy od niej.Z wąsem,garbaty i lekko siwy.Przywitali się i usiedli obok mnie.No i oczywiście dyrektorka się wcięła ze swoimi radami.
-To właśnie Rihanna Fenty,znacie państwo jej historię.Proszę na nią nie naciskać,musi się przyzwyczaić-chciałam jej powiedzieć wtedy co o niej myślę,ale oszczędziłam sobie.
-Dziękujemy bardzo.Chodź Rihanna u nas na pewno Ci się spodoba-mężczyzna
-Serio muszę?-wetknęłam się z ironią.
-Co to ma znaczyć młoda damo?-powiedział ten sztywny mężczyzna
Nie chciałam się kłócić.Wyszłam z nimi przed ten przeklęty budynek,ich auto to Bentley.Fajnie mają kasę,dadzą na kokę.
-Jestem Tina,miło nam Cię poznać-przerwała ciszę kobieta.
-Coś jeszcze?-Chamsko odpowiedziałam
-Słuchaj,nie chcemy Cię zniechęcać krzykiem,ale nie możesz się do nas tak odzywać!-Tina
-Mam to głęboko gdzieś-mówiłam patrząc jak brzydną im miny.
-Czemu jesteś opryskliwa? poczuj się tak jak my się teraz czujemy.-Tina
-Poznajmy się lepiej.Jestem Ronald-mężczyzna
Nie odzywałam się tylko patrzyłam na miasto,którego nie widziałam ten cholerny rok.Zmieniło się dużo,to nie był już dawny Brooklyn.Miałam ich głęboko gdzieś,chciałam tylko poczuć to.Ten chłam,którym mnie karmiono.Podjechaliśmy pod ogromną chatę.Wjechaliśmy do garażu gdzie stały dwa Lamborgini.Weszliśmy do domu,który wyglądał jak miliard dolarów.Pewnie ich dzieci studiują lub pracują w drogich firmach.Tina podeszła do mnie jakby miała nadzieję,że ją przytulę.
-Jesteś głodna?-zapytała oczekują,że będzie mogła mi zrobić jakieś słynne danie.
-Nie,gdzie mam spać?-zapytałam czekając na odpowiedź,żeby tylko uciec od nich.
-Tu na przeciwko-Ronald
Zobaczyłam rozsuwane białe drzwi.Otworzyłam je i zobaczyłam to:
Nie był to pokój moich marzeń,ale nie chciałam już narzekać.Rzuciłam torbę na łóżko i oglądałam pokój.Tina i Ronald stali przytuleni,oparci o ścianę.Podeszłam szybko do drzwi i powiedziałam:Dobranoc-zamykając drzwi.Wypakowywałam swoje rzeczy do tych lamerskich szafeczek i znalazłam coś co popsuło cały mój wieczór.To zdjęcie z wakacji z rodzicami,zrobiliśmy je tydzień przed ich śmiercią.Rzuciłam się na łóżko i płakałam w poduszkę.Miałam wszystkiego dość.To było takie do bani.O nie oni chyba słyszą,że płaczę.Szybko się pozbierałam i wróciłam do rozpakowywania rzeczy.Znalazłam swój telefon.To wszystko w nim,było takie dziwne.Był w nim numer do tego dupka.Pff przecież on nawet nie jest tego wart.Zgłodniałam,nie wiem czy prosić ich o jedzenie czy głodować do jutra.Niestety jestem spragniona jedzenia,które nie wygląda jakby było już przeżute.Otworzyłam drzwi i wychyliłam głowę.Pani Calder czytała książkę.
-Głodna prawda?-zapytała nie wyciągając nosa z książki.
-Taak-powiedziałam z nadzieją,że zaproponuje,żeby mi coś zrobić.
-Na co masz ochotę?-Tina
-Może na tosty-myślałam tylko o tym by zjeść te,które robiła mama.Były takie pyszne.
-Dobrze,chodź usiądź ze mną.-powiedziała wstając i kierując się w stronę kuchni.
Oparłam się rękoma o stół i patrzyłam jak Pani Calder robi tosty.
-Jak Ci się podoba pokój?-zapytała krojąc ser.
-Fajny jest-skłamałam 
-Ronald robi teraz coś do pracy,więc proszę nie denerwuj go-Pani Calder
Tina włożyła tosta do tostera i parzyła dla siebie kawę.Postawiła ją na stole i wyjęła mojego tosta.Usiadła i podała mi tosta.Ugryzłam,nawet dobry był.Ale ona musiała popsuć te chwile.
-Wiem,że po śmierci rodziców jest Ci trudno
Wstałam,wzięłam talerz i poszłam do tego nudnego pokoju.Usiadłam na łóżku i dokończyłam tego tosta.Wystawiłam talerz przed drzwi.Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki się umyć.Chciałam,aby ten koszmar się skończył.Szybko wróciłam do łóżka i zasnęłam.Nie jest takie złe,nawet wygodne.

1 komentarz: